Scrum Mastery

Scrum Mastery
Geoff Watts
Inspect & Adapt Ltd, 2013

4 out of 5 stars

Mało jest książek stricte dedykowanych pracy Scrum Mastera, a niewątpliwie takowe są coraz bardziej potrzebne – jest to duża i wymagająca jak najszybszego nadrobienia luka wydawnicza. Jedną z najpopularniejszych i najlepszych pozycji w tym nielicznym nurcie jest Scrum Mastery Geoffa Wattsa, wydana w 2013 roku.

Ile jest problemów z rolą Scrum Mastera i jej dobrym zrozumieniem, nie trzeba chyba naszym czytelnikom wyjaśniać. Sam autor pisze o tym we wstępie, podsumowując ją jako bardzo trudną, często źle rozumianą (tłum. M.W., dalsze takowoż). Dodając: jakby tego mało, jest naprawdę niewiele dostępnych porad, jak wykonywać ją dobrze. Dołóżmy do tego dedykację dla rodziny na wstępie: mam nadzieję, że ta książka wyjaśni to, czym się zajmuję przez ostatnie 10 lat, znacznie lepiej niż próbowałem zrobić to dotychczas.

Dalej, Watts próbuję tę rolę zdefiniować od różnych stron i z różnymi efektami m.in. w pierwszym rozdziale:

Scrum Master to częściowo facylitator, częściowo coach, częściowo koordynator. Także częściowo rodzic, częściowo dyrygent orkiestry, częściowo owczarek pilnujący stada (sic! – dop. M.W.) . I wiele, wiele więcej.

Zaraz, zaraz. Przeczytajmy to zdanie jeszcze raz. I my się potem dziwimy, że ludzie dziwnie na tych Scrum Masterów patrzą?

Z kolei chwilę później autor próbuje inaczej:

Scrum Master powinien robić cokolwiek jest potrzebne, aby pomóc zespołowi stać się wydajnym i żeby firma dostarczała szybko i wydajnie produkty o znakomitej jakości.

Tu z kolei można poczuć korporacyjne dreszcze, prawda?

Nie, nie chodzi mi o to, żeby się przyczepić, dowalić autorowi. Raczej żeby podkreślić, jak trudno rolę Scrum Mastera uchwycić, zdefiniować, przekształcić w zgrabną definicję. Tak, żeby nie popaść w nadmierny patos, a zarazem nie sprowadzić go wyłącznie do suchego prowadzenia (czy już – niech będzie – coachingu) zespołu i zajmowania się procesami. A potem dziwimy się, że są firmy, w których Scrum Masterzy pracują już ładnych parych lat, a wciąż padają pytania, czym oni się zajmują, czego od nich oczekiwać.

Odłóżmy jednak definicje na bok i skupmy się na treści. Treści, która z założenia pokazuje dobre wzorce, przykłady, opisuje co należy robić, aby być świetnym Scrum Masterem. Watts twierdzi, że na bazie swego 10-letniego doświadczenia w agile’owym świecie, zidentyfikował kluczowe praktyki i wzorce dla każdej osoby sprawującej tę rolę.

Książką opiera się na akronimie RE-TRAINED – gdzie każda litera stanowi rozwinięcie jednej z cech, którymi powinien wyróżniać się Scrum Master i każdej poświęcona jest jedna część. Te atrybuty to: pomysłowy, otwierający możliwości, taktowny, pomysłowy, szanowany, idący pod prąd, inspirujący, kształcący, empatyczny i kontestujący status quo. Intrygujący zestaw, nieprawdaż?

Każda z części zbudowana jest wedle tego samego schematu. Na początku cytat (zdarza się, że i babci autora), krótki wstęp, a następnie z reguły dwa – trzy rozdziały, zgłębiające dany aspekt głębiej.

Autor znalazł sobie sprytną i ciekawą formułę. Wszystkie rozdziały zaczyna krótką zajawką w stylu: dobry Scrum Master robi tak, świetny Scrum Master robi siak. A zatem zaczynamy z poziomu “jest dobrze”, a Watts próbuje wznieść nas szczebel wyżej. Taki zresztą główny cel tej książki sam wskazuje: dać Scrum Masterom narzędzia, inspiracje, wznoszące zespoły i organizację na wyższy poziom.

Gros rozdziałów opiera się na przykładach – jak zarzeka się autor z życia wziętych, ze zmienionymi szczegółami i imionami. Zmiany te zostały wykorzystane do wplecenia lekko humorystycznych akcentów, szczególnie widocznych w nazwach zespołów deweloperskich, o których opowiada. Historie te – choć nierzadko bardzo wartościowe – zbyt często jednak sprawiają wrażenie zanadto mocno dopasowanych pod tezę, a nierzadko rażą rozczulającą naiwnością.

Książką aż puchnie od różnych rad pomysłów do bezpośredniego wykorzystywania. Czy to w formie ogólnikowych propozycji działań, czy pokazania jak można zachować się w konkretnej, szczegółowo opisanej sytuacji.

Spektrum poruszanych tematów jest dość szerokie i interesujące. Pozwolę wymienić sobie kilka: jak przetrwać w korporacji i czy można ją zmienić, jak zwalczać mikro menedżment, jak funkcjonować w kulturze pracy podlegającej hierarchii, opartej na kontroli, jak uatrakcyjniać Daily i inne spotkania Scrumowe, jak prowadzić, wspierać zespół w codziennej pracy, jak rozwijać ludzi

Porad jest cała masa, choć w pewnym miejscu pada: Jeśli miałbym rekomendować jedną umiejętność, którą Scrum Master, musi rozwijać, to byłoby empatyczne słuchanie. To pierwszoplanowa kompetencja, mająca olbrzymi wpływ na wydajność zespołu, jego dynamikę, morale i postępy.

Widać, że Watts ma niemałe doświadczenie. Szybko rozwiewa złudzenia purystów, wprost pisząc, że czasem trzeba iść na krótkoterminowe kompromisy, nawet zgniłe, mając w głowie cele długofalowe. Przypomina o tym, że trzeba być cierpliwym, ostrożnym, mieć chłodną głowę. Że trzeba utrzymywać proces świeżym, nie tkwić w schematach i stereotypach, być kreatywnym, ciągle próbować czegoś nowego. I nie poddawać się, bo bardzo łatwo jest odpuścić, twierdząc, że dana organizacja nigdy się nie zmieni

Niezwykle ciekawe są porady z ostatniej części, dotyczące tego, że niekiedy warto iść pod prąd i prosić o wybaczenie, nie o zgodę. Że czasem warto wziąć na siebie odpowiedzialność i podjąć pewne decyzje wbrew oczekiwaniom, zasadom, przełożonym. Że należy ufać swojej intuicji, pomysłom. Podpowiada, że natura sprintów, działań zamkniętych w krótkim czasie, daje bezcenną możliwość szybkiego gromadzenia danych, wspierających konkretną tezę. Czasem jedyną drogą do przepchania zmian jest bycie nieposłusznym – pisze autor. Ale chwilę potem łagodzi swój rebeliancki ton: pamiętajcie wszakże, że martwy Scrum Master, to bezużyteczny Scrum Master…

To, co przeciętny Scrum Master na pewno znajdzie na kartach tej książki, to zrozumienie. A także swoistą terapię, wsparcie, panaceum na trudniejsze chwilę, kiedy sięgając po lekturę, może się utwierdzić w przekonaniu, że nie staje do walki z wiatrakami, że nie jest sam, że jego tok rozumowania ma sens…

Dodam, też że Scrum Mastery ma nie byle jakie rekomendacje, bo takowe wystawiają jej Mike Cohn czy Roman Pichler.

Pewną groteską jest – pewnie wymuszony przez wydawnictwo i kompletnie niepasujący do całości – dodatek tłumaczący na 2.5 stronach i jednym schemacie czym jest Scrum. Znacznie lepszy jest umieszczony na sam koniec (szkoda!) dłuższy artykuł, odpowiadający na pytanie czy Scrum Master to rola na pełny etat.

Scrum Mastery to książka godna polecenia dla każdego Scrum Mastera. Szkoda, że dostępna tylko w wersji anglojęzycznej, moim zdaniem jakieś wydawnictwo powinno jak najszybciej zadbać o jej przetłumaczenie na rodzimy język.

Jak napisał we wstępie Mike Cohn – Czy zgadzam się ze wszystkim co tu napisano? Oczywiście, że nie. Zbyt dużo w byciu świetnym Scrum Masterem zależy od osobistego stylu sprawowania tej roli. Ale nawet, jeśli się nie zgadzałem z sugestiami, styl pisania i argumenty Geoffa były wystarczająco mocne, abym je przemyślał i zastanowił się nad swoimi działaniami. Trochę wcześniej pada sformułowanie o tym, że warto do tej książki wracać co jakiś czas. Nie sposób się pod tym wszystkim nie podpisać.

#Scrum#ScrumMaster